Dodane przez ks. Michał - sob., 08/17/2019 - 20:58

Panie, obym się opierał

aż do przelewu krwi

walcząc przeciw grzechowi

(Hbr 12, 4)

 

        Służba Boża rozumiana na serio nie zapewnia życia wygodnego i spokojnego, lecz często wystawia człowieka na ryzyko, na walkę i prześladowania. Taki jest temat liturgii dzisiejszej niedzieli, nakreślony już w pierwszym czytaniu (Jr 38, 4-6. 8-10). Jeremiasz głosił słowo Boże nie oglądając się na nikogo, dlatego „stał się mężem skargi i niezgody dla całego kraju” (Jr 15, 10). Przywódcy wojskowi, aby się od niego uwolnić, oskarżają go przed królem o podburzanie ludu, a otrzymawszy nad nim władzę, wrzucają go do błotnistej studni. Tutaj prorok tonął w błocie i byłby niewątpliwie zginął, gdyby Bóg nie przyszedł mu z pomocą przez pewnego nieznajomego, któremu udało się uzyskać u króla pozwolenie wydobycia Jeremiasza z miejsca śmierci. Psalm responsoryjny w dniu dzisiejszym wyraża dobrze to położenie proroka: „Złożyłem w Panu całą nadzieję; schylił się nade mną i wysłuchał mego wołania. Wydobył mnie z dołu zagłady i z kałuży błota” (Ps 40, 2-3).

        W drugim czytaniu (Hbr 12, 1-4) św. Paweł, mówiąc o niezłomnej wierze dawnych patriarchów i proroków, zachęca chrześcijan do współzawodniczenia z nimi: „I my zatem... winniśmy wytrwale biec w wyznaczonych nam zawodach. Patrzmy na Jezusa, który nam w wierze przewodzi i ją wydoskonala” (tamże 1-2). Na podstawie Starego Testamentu Apostoł kieruje chrześcijanina ku Jezusowi, którego nawet największe postacie starożytności — nie wyłączając Jeremiasza — są tylko nikłą figurą. On zaś jest boskim wzorem, do którego ma zdążać wierzący, On najwyższym zapaśnikiem o sprawę Boga. Aby wypełnić wolę Ojca, „przecierpiał krzyż, nie bacząc na jego hańbę” (tamże). Pokładając swoją wiarę w Tym, który jest jej sprawcą, przyczyną, podporą, chrześcijanin nie powinien się lękać walki „przeciw grzechowi aż do przelewu krwi” (tamże 4), a także walki przeciw wszystkiemu, co może odciągać go od całkowitej wierności względem Boga.

        Jezus ogłosiwszy błogosławionymi czyniących pokój i zostawiwszy uczniom swój pokój jako dziedzictwo, w dzisiejszej Ewangelii (Łk 12, 49-53) wyjaśnia bez ogródek, że nie przyszedł dać pokój, lecz rozłam (tamże 51). Twierdzenie na pierwszy widok wstrząsające, ale nie przekreśla tego, co powiedział gdzie indziej, lecz raczej wyjaśnia, że pokój wewnętrzny, znak zgody między człowiekiem a Bogiem, a zatem znak przylgnięcia do Jego woli, nie uwalnia od walki, od wojny przeciw wszystkiemu, co we własnym wnętrzu — jak namiętności, pokusy, grzechy — lub we własnym środowisku sprzeciwia się woli Boga, zagraża wierze, przeszkadza służbie Panu. Albowiem chrześcijanin, nawet najspokojniejszy, powinien stać się mężnym i nieustraszonym zapaśnikiem, nie lękającym się ani ryzyka, ani prześladowań, za przykładem Jeremiasza, a jeszcze więcej Chrystusa, który walczył przeciwko grzechowi aż do wylania krwi i do hańby krzyża. Lecz aby ta walka była słuszna i święta, nie powinien wchodzić w grę żaden czynnik lub cel ludzki, osobisty. Powinien do niej pobudzać jedynie ten ogień miłości, jaki Jezus przyszedł rozniecić na ziemi (tamże 49) w tym jedynie celu, aby zapłonął wszędzie na chwałę Ojca i zbawienie ludzi. Dzięki temu ogniowi miłości Jezus pragnął gorąco przejść przez chrzest krwi w swojej męce (tamże 50); dzięki temu ogniowi miłości chrześcijanin powinien być gotowy opierać się nawet najdroższej osobie i rozłączyć się z nią, jeśli ona przeszkadza mu wyznawać wiarę, wypełnić powołanie, wykonać wolę Boga. Gorzki rozłam jest krzyżem nadal uciążliwym, lecz skierowanym — jak krzyż Jezusa — do zbawienia tych, których się opuszcza z miłości do Boga.

O. GABRIEL OD ŚW. MARII MAGDALENY,

KARMELITA BOSY